Moja przygoda z górami zaczęła się dość prozaicznie, bo na zimowisku. Rodzice wysłali mnie do Zakopanego i tak zaczęła się moja miłość do tego miejsca. Gdyby nie ponad 400 km drogi bym wracał tutaj znacznie częściej. Mimo to, i tak przynajmniej dwa razy w roku staram się zameldować w stolicy Tatr. Jest to dla mnie bardzo ważny czas. „Resetuję” się i mogę wszystko na spokojnie przemyśleć.
Nie ma czegoś takiego jak limit wieku, kiedy można zabrać dziecko w góry. Zimą oczywiście jest to już znacznie trudniejsze. Dlatego rodzice wolą poczekać, jak dzieciak podrośnie i do tego czasu chętniej wybierają morze. Wato pamiętać, że kiedyś nie było specjalistycznych sklepów sportowych, ultra lekkich namiotów, nosidełek i kijków do nordick walkingu. Wszystko było znacznie trudniejsze, nawet z poziomu planowaniu wyprawy. Np. W latach 90 nie było można porównać najciekawszych hoteli za pomocą jednego kliknięcia, sieć dróg pozostawiała wiele do życzenia, nie mówiąc już o stanie mechanicznym pojazdów.
Dlatego, jestem wdzięczny za wszystko co od Rodziców otrzymałem, bo zdaje sobie sprawę ile wyrzeczeń to kosztowało. Takie refleksje przychodzą dopiero w późniejszym wieku, do tego trzeba dorosnąć.
Ojciec z Synem w górach
Teraz ja, doskonale wyekwipowany ruszam na szlaki z moim 1,5 letnim urwisem na plecach. Droga dla Miłoszka nie jest uciążliwa. Jest ciepło, ale my jesteśmy schowani, jak nie pod parasolem przypiętym zmyślnie do plecaka to po koronami drzew. Góry są piękne i można się nimi cieszyć zawsze, wystarczy odrzucić na bok wszelkie wymówki.
Oczywiście nie wszystko od razu. Nie ruszamy zdobywać Rysy już pierwszego dnia z litrową butelką wody w plecaku. Do wakacji przygotowywałem się fizycznie od dłuższego czasu. Zawsze wybierałem schody, polubiłem się z siłownią. Chciałem wzmocnić swoje ciało, żeby w pełni korzystać z uroku Tatr. Co byłoby fajnego w pokonaniu 100 metrów i półgodzinnej przerwie na złapanie oddechu? Sprawność fizyczna też, nie oszukujmy się, daje ogromną satysfakcję.
Z przewodnikiem Ceperskim zaprzyjaźniliśmy się dlatego, że jak dla mnie wszystko w nim jest przejrzyście poukładane. Opisy szlaków są zrozumiałe, schematy sprawdzone i czytelne. No i to, co było dla mnie najważniejsze w ostatnim czasie, to przedstawienie różnicy wysokości na poszczególnych podejściach. Nie mogłem sobie pozwolić na ekstremalne wspinaczki, gdy na plecach smacznie spał mi Miłosz. Musiałem zaddbać o bezpieczeństwo całej rodziny, a to jest dla mnie najważniejsze.
Czasy, gdy mogłem rzucić się w wir przygody mam dawno za sobą. Miło je wspominam, ale nie tęsknię za nimi. Moje życie jest teraz poukładane, bardzo mi to odpowiada. Wraz z Justyną idziemy przez Świat razem z małym Miłoszem i jesteśmy przygotowani na wszystko, ponieważ mamy siebie nawzajem.
nie wyobrażam sobie, żeby dzieci nie szły ze mną górskimi szlakami. Trzeba się, fakt lepiej przygotować, ale dla chcącego nic trudnego!
Od małego trzeba szkraba uczyć!
Czasem nasze maluchy mają więcej siły jak my sami 😀 chociaż mam zawsze nosidełko dostosowane na wszelki wypadek
też tak mam 🙂